piątek, 9 października 2020

34.

 No i zgodnie z przewidywaniami restrykcje zaostrzone, a ja ponownie na przymusowej pracy zdalnej.

Waga z powrotem 56,0 kg... Inna kwestia, że muszę przyznać, że wcale się jakoś szczególnie mocno nie staram z dietą. Jakoś nie mogę znaleźć w sobie samozaparcia i motywacji do tego.

Wczoraj trochę pobiegałam, ale nagły ból w kolanie zmusił mnie do powrotu do domu. Myślę, że następne bieganie dopiero w niedzielę. Dziś spacer, hantle i brzuch z Pamelą Reif, rozciąganie.

Myślę, że z zajęć z malarstwa jednak się wypiszę, ale balet pozostaje :) W poniedziałek trzecie zajęcia.



niedziela, 4 października 2020

33.

Cel 55 kg do końca września wypełniony (pomiar z 28 wrz pokazał równiutko 55,0kg). Następny cel ustanawiam sobie na 53,5 kg do końca października. Rozsądnie, a jednocześnie mam wrażenie, że nie będzie wybitnie łatwo.

Najbardziej stresujące spotkania w pracy powoli za mną. Myślę, że jeszcze 2 mocniejsze tygodnie i odrobinę odetchnę.

Za to restrykcje koronawirusowe coraz ostrzejsze, wszystko wraca... Jeśli Paryż zostanie ogłoszony strefą maksymalnego alarmu, to automatycznie znów przechodzimy na pracę zdalną. Jeśli do tego dojdzie, będę mocno się pilnować, planować dni, starać się pisać częściej na blogu, by trzymać się w ryzach. Nie dopuszczę do załamania z wiosennego kilkumiesięcznego zamknięcia.

Jestem zadowolona z jedzenia i sportu. Dla przykład w pt hantle i brzuch z Pamelą Reif, wczoraj bieg ponad 12 km, dziś basen. Nie zwalniam tempa :)

Wczoraj miałam pierwsze zajęcia z kursu rysunku/malarstwa (rozwijam się w każdą możliwą stronę). Było bardzo przyjemnie.



niedziela, 27 września 2020

32.

Za mną bardzo przyjemny i sportowy weekend.

Zakończyłam wreszcie całą papierkową robotę związaną z zajęciami z malarstwa. Zaczynam w przyszłym tygodniu! Jestem bardzo ciekawa jak z tym wyjdzie.

Wczoraj też spełniłam jedno z marzeń i po raz pierwszy poszłam na zajęcia z baletu. Szłam z mieszanym uczuciami, dużo ekscytacji i trochę obawy, że jednak mi się nie spodoba, ale ostatecznie wyszłam zachwycona! Niesamowita sprawa, wspaniałe. Na pewno postaram się chodzić regularnie, jedna z najlepszych decyzji ostatnio :)

Potem zaliczyłam niecałe 7 km biegania (plan na wrzesień to 80km).

Dziś poszłam na basen, zrobiłam 850m.

Niestety coraz bardziej zaostrzają restrykcje w związku ze wzrostem zachorowań na koronawirusa... Niech to szaleństwo już się skończy. Jest niczym zły sen.

Udanego tygodnia!



niedziela, 20 września 2020

31.

 Kupiłam nową wagę, to było do przewidzenia.

56,0 kg sprzed 2 dni.

Treningi elegancko, basen, bieganie, czasem dzień przerwy. Dziś 8,6 km, choć czuję, że nogi mam już przemęczone, przydadzą się ze 2 dni odpoczynku.

Wczoraj i przedwczoraj znów wymiotowałam, nie jest kolorowo.

Dziś zdrowa dieta. Zrobiłam nawet stricte wegańskie zakupy :) Mam mały pomysł jedzenie w pracy "normalnie", a w domu wegańsko, zobaczymy jak z tym wyjdzie.

W pracy w piątek miałam ważne spotkanie, stresu było mnóstwo, ostatecznie wyszło naprawdę ok! Następne przede mną.

Potrzebuję celu.

Zejście do 52 kg do świąt wydaje się aż zbyt wykonalne. Nawet można się pokusić o większy spadek.

Póki co  - skromne 55 kg do końca września CZAS START.

Z uwagi na ostatnie ciężkie psychicznie miesiące wolę małe, osiągalne cele...

Przeglądałam też zapisy na kurs malowania i na balet (!). Zobaczymy co z tego wyjdzie, dobrze by mi zrobiło może coś takiego dodatkowego, do oderwania myśli, może poznania nowych ludzi.



niedziela, 13 września 2020

30. Cud

 Dieta wciąż leży, za to treningi są totalnie on point.

Biegam średnio co drugi dzień, przedwczoraj 8 km, dziś niecałe 11 km.

Wczoraj po raz pierwszy od narzucenia kwarantanny (od marca) poszłam wreszcie na basen. Było wspaniale, aż się sama zaczęłam do siebie śmiać, gdy zanurzyłam się w wodzie.

Zrobiłam 32 baseny (co najmniej, bo zaniżałam, gdy traciłam rachubę).

Moje zdrowie i samopoczucie psychiczne powoli się polepsza, powrót do regularnych treningów na pewno pomoże. Muszę tylko zadbać mocniej o dietę i jak najbardziej wykluczyć cukier (zdecydowanie mój słaby punkt, przy słodyczach czuję się jak narkomanka na odwyku, której oferują świeżą działkę).

Dziś póki co zjadłam 1500 kcal, dojdą ewentualnie warzywa z hummusem.

banan, płatki owsiane z mlekiem, skyr, jogurt owocowy, dwa lody-rożki, english muffin z masłem, english muffin z masłem orzechowym i dżemem

Jest ok, postaram się trzymać 1000-1500 kcal.

Wczoraj, zgodnie z tytułem tego posta stał się cud, słowo daję.

Sprzątałam. Chciałam przestawić wagę w inne miejsce, by umyć podłogę. Zdążyłam ją unieść dosłownie 1-2cm nad ziemię. Nie upadła, nic się nie stało. Nagle pękła mi w dłoni, rozleciała się w drobny mak. Patrzyłam z niedowierzaniem na to, co się stało.

Po czym poczułam ogromną ulgę, spokój i radość. Oto zniszczony główny składnik mojego złego humoru, depresji, nienawiści do samej siebie i szaleństwa. (Tego samego ranka pokazał ponad 56 kg, co mnie trochę podłamało.)

Niewykluczone, że kupię nową, ale nie teraz.

Póki co dziś rano zmierzyłam się centymetrem. I to wymiary teraz będą moim benchmarkiem. Mniejsze fluktuacje, może większy spokój?

Nie chcę ich tu podawać, sporo (wg mnie) wzrosły od marca.

W pracy stres i zapierdol. Chciałam w połowie października pojechać do Polski, ale na razie się na to nie zanosi.

Poza tym ciągle nawiedzają mnie myśli, że nie mogę się tam pokazać taka "przytyta".

Rozważam zapisanie się na terapię. Może w bliskiej przyszłości.





piątek, 28 sierpnia 2020

29.

 Jest ok, trzymam się nieźle.

Póki co skupiam się bardziej na tym, by jeść sensownie, ok. 1500 kcal, unikać napadów i wymiotów, i intensywnie ćwiczyć. Na drastyczniejsze cięcia czas przyjdzie później.

W weekend weszły 24 km biegu, potem jeszcze kilka km we wtorek i dziś rano 10 km.

W pozostałe dni Chodakowska i spacery, codziennie co najmniej 10 tys. kroków.

Od dziś maseczki obowiązkowe wszędzie, na szczęście poczyniono specjalne derogacje dla biegaczy i rowerzystów.

Nie będę pisała przez co najmniej tydzień - przylatuje dziś do mnie chłopak. A jako, że od 2 września Polska anuluje wszystkie loty z kraju, w którym mieszkam, to możliwe, że zostanie tu "uwięziony" i zostanie trochę dłużej.

Oczywiście będę wciąż się dzielnie trzymać. Jego obecność na pewno uniemożłiwi napady i przeczyszczanie, więc chociaż tyle dobrze.

Planuję też biegać 90-100 km miesięcznie, tak jak to ostatnio się udawało.

Wagi nie znam, na razie nie chcę sprawdzać (zwłaszcza, że teraz mam okres, więc po co psuć sobie nastrój ewentualnym zawyżonym wynikiem).

Trzymajcie się.



sobota, 22 sierpnia 2020

28.

 No hej, jestem.

Wygrzebuję się z dołu, w który wpadłam.

Na kilka miesięcy.

Kwarantanna złamała mnie psychicznie na amen.

Miałam napisać długi post o tym, co się u mnie działo, ale... Szkoda mi na to słów.

Wciąż nie jest dobrze, ale staram się. Robię co mogę, by wyjść z tego gówna.

Oczywiście przytyłam, co nie pomaga mojemu samopoczuciu. Kompletnie straciłam kontrolę, dyscyplinę. Wracam do bloga z jakimś promieniem motywacji, nadzieją, że się ogarnę i znów będzie dobrze.

Ważę około 55 kg. Chcę wreszcie tę 4 na wadze (widziałam ją już kilka miesięcy temu). Daję sobie rozsądny limit do świąt.

To, co utrzymałam, to intensywne treningi biegowe. Dziś na przykład 13 km. Tylko dlatego na wadze nie przybyło jeszcze więcej.

Czuję się chujowo.

Dzięki, jeśli wciąż tu jesteście.

Ogarnę się.

Jestem silna, wiem to.


sobota, 6 czerwca 2020

27.

Powoli się ogarniam, z drobnymi potknięciami, ale jednak czasem udaje mi się uzyskać trochę wewnętrznego spokoju.
Staram się nie dać zwariować.
Nie ustaję z intensywnymi treningami, dzięki nim mimo wszystko trzymam wagę.
Wczoraj przebiegłam 13 km, jest forma.
W maju łącznie 80 (drobny spadek po kwietniowej setce, mięśnie czują zmęczenie!). Na czerwiec planuję kompromisowe 90 km. Oczywiście czystego biegania, chodzenia nie wliczam.

W zeszły weekend postanowiłam skorzystać z pięknej pogody (mieliśmy po 30 stopni Celsjusza) i wybrać się na samotną wycieczkę po Paryżu. Przeszłam ponad 15 km, było wspaniale. Bardzo udany dzień. Po 2 latach zmieniłam stosunek do tego miasta - Paryż jest piękny, potrzeba tylko spełnienia dwóch warunków: zamknięcia granic i nie wpuszczania turystów ;) Wreszcie da się tu oddychać.

Dziś zrobiłam sobie podobną wycieczkę, nie wiadomo kiedy spokojnym spacerem zrobiłam 11 km. Jednak kwarantanna ma swoje plusy.

Teraz przede mną micha warzyw z hummusem.

Kupiłam pierwsze w tym roku figi i arbuza!
Ależ ja na nie czekałam.
Z czereśniami już się zdążyłam kilka razy odtęsknić ;)

Powoli planujemy powrót do pracy. Ależ to będzie dziwne, po 3 miesiącach pracy z domu.
Jednak mimo wszystko bardzo potrzebne. Nawet taki introwertyk jak ja potrzebuje kontaktu z innymi, nie tylko wirtualnego.

Waga: 52,0 kg


piątek, 22 maja 2020

26.

Dawno mnie tu nie było. Im dłużej nie pisałam, tym ciężej wrócić. Jak ze wszystkim.
Jak tam u Was? Mam nadzieję, że trzymacie się dobrze i dzielnie.

Mnie kwarantanna wykańcza psychicznie, nie mam siły na nic.
Ponad dwa miesiące samotności, jedyny kontakt z ludźmi to z kasjerami w sklepie...
Jest ciężko.
Pracy dużo, deadliny się zbliżają, a ja zawsze wszystko muszę mieć zrobione najlepiej, perfekcyjnie, ponad normę, więc i stres mnie zżera.

Sukcesy też były, postanowiłam przebiec w kwietniu 100 km i się udało!
Niestety przypłaciłam to zmęczeniem organizmu i mięśni, które nie nadążały się regenerować. Kilka tygodni maja w związku z tym wszystkim upłynęły mi na nietrzymaniu diety, ogromnych huśtawkach nastroju, jedzeniu i wymiotowaniu.
Zajeżdżam się też ćwiczeniami, bieganiem, spacerami (chodzę codziennie, czasem zdarza mi się zrobić po 20-30 tysięcy kroków).
Jest ciężko. Bardzo ciężko.
Do tego stopnia, że mój chłopak, płacząc, powiedział mi, że mam problem, a on nie wie jak mi pomóc.
Złamało mi to serce.

Niech już się kończy ta kwarantanna. Chcę go zobaczyć. Chcę zobaczyć moją rodzinę. Chcę normalności.

Wczorajszy dzień miał w sobie trochę metaforycznego słońca - po raz pierwszy po ponad dwóch miesiącach spotkaliśmy się ze znajomymi na spacer i piknik w lesie.
Było wspaniale.

Choć temperatury zabójcze, w tym tygodniu dochodzi codziennie do 30 stopni.

Dziś się zważyłam, jest oczywiście wzrost, ale nie ma tragedii.
Plan na 4 z przodu do końca maja jednak pogrzebany, ale staram się nie biczować z tego powodu. Nie potrzebuję jeszcze dodatkowych zmartwień.
Waga: 52,2 kg

Postaram się ogarnąć i wrócić.



sobota, 28 marca 2020

25.

Za mną kilka gorszych psychicznie dni, ale już jest lepiej. Ćwiczenia i bieganie/spacer sumiennie codziennie wykonywałam.
Drugi tydzień kwarantanny minął o wiele szybciej niż pierwszy. Zaczynamy się przyzwyczajać?

Mam mnóstwo pracy, codziennie siedzę 8-20, home office jednak zmienia mnie w małego pracoholika. Nikt mnie nie pogania, to ja z własnej woli narzucam sobie takie tempo, żeby ze wszystkim dobrze posuwać się do przodu, aby nikt nigdy przypadkiem nie zwrócił mi uwagi, że za wolno działam...
Dziś też pierwszą połowę dnia pracowałam, mimo że to sobota. Ale jak poprzednio - wolę odrobinkę sobie nadrobić, niż potem się stresować. Od teraz już weekendowy odpoczynek.

Dziś szalony dzień...
Poszłam rano biegać. Zaliczyłam widowiskowy upadek, pozdzierałam dłonie, kolano, udo (nie wiem jak to w ogóle możliwe). Zła wróciłam do domu spacerem.
Poszłam pod prysznic, żeby trochę doprowadzić się do porządku, nagle poczułam się bardzo słabo, zaczęłam mdleć, wytoczyłam się z prysznica, po ścianach poszłam do kuchni, złapałam batona (kupiłam z myprotein takie zbożowe, mniej niż 100 kcal!), nie mogłam otworzyć pudełka, resztką świadomości prawie je rozerwałam, zatoczyłam się na łóżko, padłam na nie, usiadłam z głową między kolanami, na wpół przytomnie zjadłam batona.
Polepszyło się.
Doszedł strach co by było, gdybym zemdlała tu sama, pod prysznicem, albo na twardych kafelkach.
Bardzo nieprzyjemne doświadczenie.
W związku z nim postanowiłam się dziś rozpieścić, być dla siebie dobra. Popracowałam w łóżku, zrobiłam pyszne tosty z masłem orzechowym i placki z borówkami (jajko, serek 0% 100g, dwie płaskie łyżki mąki, proszek do pieczenia, czubata łyżka odżywki białkowej waniliowej, dużo borówek, miód do podania, pycha!)
Mimo to, cały czas czuję się osłabiona.
Kolano wygląda okropnie.

Wy też bądźcie dziś dla siebie dobre.
Jestem w trakcie książki Donalda Tuska "Szczerze".
Dobrze się czyta, polecam Wam bez względu na Wasze sympatie polityczne.

Ponadto, na spacerach, oraz późnym wieczorem, gdy układam się do snu, daję szansę audiobookom. Są to w sam raz momenty na słuchanie ich :) Obecnie Gary Small, "Spod kozetki".
Bardzo przyjemne.


niedziela, 22 marca 2020

24.

Dzień dobry w niedzielę!

Kwarantanny ciąg dalszy.
W ciągu ostatnich kilku dni zaliczyłam dwa razy bieganie (6 i 8,5 km) oraz dłuższy spacer, bo zaczynałam wariować.
Było mi strasznie słabo jednego dnia, a także w czasie biegania, więc czw i pt upłynęły pod tytułem odrobinę zwiększonej liczby kcal (ale bez żadnych tragedii). Wczoraj back on track, 1100 kcal.
Dziś póki co jestem po pysznej owsiance (na mleku owsiano-migdałowym, z suszonymi śliwkami, cynamonem, odrobiną wiórków kokosowych i miodem). Nie planuję przekraczać 1000 kcal :)
Może pójdę dziś na spacer? Planuję też jakieś youtubowe ćwiczenia na macie.
Póki co unikam wagi (żeby zachować jako-taki rozsądek). Kilka dni temu ostatnie ważenie wskazało 50,7 kg.

W piątek okazało się, że z własnej winy zawaliłam trochę obliczenia w pracy i musiałam robić ponownie coś, co zajęło mi kilka dni... Na szczęście zajęło o wiele mniej czasu za drugim razem, wczoraj późnym wieczorem skończyłam. Nawet ulepszyłam niektóre skrypty, więc ostatecznie wyszło to tylko na plus.
Mówi się, żeby w ramach home office nie przesadzać, trzymać się sensownych godzin pracy, ale wolałam jednak nadrobić tę rzecz w sobotę, niż cały weekend się stresować, ile to pracy czeka mnie w poniedziałek... Byłoby tylko gorzej, a tak to jestem z siebie zadowolona, że udało się sprawnie to nadrobić, produktywny weekend i teraz bezstresowa niedziela :)

Nie wiem jak u Was, ale tu zdecydowanie czuć, że Internet nie wyrabia przez nagłe obciążenie od wielu ludzi, którzy siedzą bezczynnie w domu... Działa tragicznie, na tygodniu się rozłączał co chwilę (co jednak utrudnia mi pracę), ale w weekend to jest jakiś dramat... Już widziałam, że niektóre kanały streamingowe (typu Netflix) zmniejszają jakość przesyłu danych, by odblokować sieć, mam nadzieję, że sytuacja się polepszy. A jak jest u Was?

Empik udostępnia za darmo konto Premium na 60 dni na audiobooki i ebooki. Do ebooków mam Kindle, ale ostatnio znajomy zachwalał mi swoje audiobookowe odkrycie, więc też postanowiłam dać temu szansę. Póki co jednak doszłam do wniosku, że wolę zwykłe czytanie. Słuchając audiobooka czuję się taka... Bezczynna.
Za to zdecydowanie będzie to dobre rozwiązanie na długie spacery :) No i mają w aplikacji niezłe podcasty, z przyjemnością przesłuchałam dwóch z nich (książkowe rozmowy z Bralczykiem i Tuskiem).

Wspaniałej niedzieli i udanego wejścia w nowy tydzień!


wtorek, 17 marca 2020

23.

Ok, słuchajcie, z dnia na dzień coraz lepiej. We Francji robi nam się państwo policyjne.
Wczoraj ogłoszono następne restrykcje z uwagi na wciąż niekontrolowanie roznoszącego się wirusa.
Od teraz kwarantanna totalna, można wychodzić z domu tylko w kilku przypadkach (praca, jeśli ktoś nie pracuje zdalnie, wizyty u lekarza, zakupy spożywcze, sport indywidualny). Za każdym razem trzeba mieć ze sobą specjalny dokument pobrany ze strony rządu (osoby bez drukarki mogą napisać go ręcznie), który precyzuje cel, datę i miejsce wyjścia. Na ulicach dodatkowe 100 tysięcy policjantów, by to kontrolować.
Szaleństwo! (Choć na pewno umotywowane, wierzę, że pomoże.)
Pierwszy raz dowiedziałam się o tych restrykcjach z rozmowy na whatsappowej grupie ze znajomymi, myślałam, że robią sobie wielką imprezę sarkazmu, a potem zajrzałam na stronę wiadomości i to faktycznie prawda!
Niesamowite.
Pierwszy raz w historii.
Przyznam, że cieszy mnie niezmiernie wzmianka o dozwoleniu sportu indywidualnego (bieganie, spacery), bo bałam się, że i to będzie zabronione. Na szczęście uznawane jest to tu jako jedna z podstawowych potrzeb człowieka dla zachowania zdrowia psychicznego i  fizycznego.
Odetchnęłam z ulgą.
W razie czego dziś rano zrobiłam duże pranie w obawie (pewnie nieuzasadnionej) przed zamknięciem pralni.

Chciałam wczoraj kupić termometr, wiecie, w razie czego... Lepiej mieć niż nie mieć.
Zrezygnowałam po odwiedzeniu piątej apteki.
Nigdzie nie było, wszystko wykupione.

Dobrze, że w dzisiejszych czasach mamy Internet, Facebooka, Whatsappa, możliwość pracy zdalnej, Skype... Wszystkie te środki znacznie ułatwiają kwarantannę. Bez nich byłoby naprawdę nie do zniesienia, a tak to można być w kontakcie ze wszystkimi.
Naprawdę nie jest tak źle.

Wczoraj przebiegłam niecałe 7 km. Dziś odpoczynek od ćwiczeń, czuję, że moje mięśnie wołają o niego.

Bilans - póki co 500-600 kcal, możliwe, że zjem jeszcze jakąś sałatkę czy kanapkę, powinnam się dziś zamknąć w 700-800 kcal.

Waga:
50,8 kg - leci jak szalone :) za jakiś czas pewnie znów się zatrzyma na tydzień-dwa, więc cieszę się, póki mogę.


niedziela, 15 marca 2020

22.

Słuchajcie, to co się działo w ostatnich dniach, to jakiś kosmos.
Miałam być w Polsce do poniedziałku. Mimo wszystko codziennie z lekką obawą śledziłam wiadomości, bo już inne kraje powoli zaczynały zamykać granice. Wiedziałam, że Polska też to zrobi, jednak liczyłam na bezproblemowy pobyt i powrót.
W piątek wieczorem byłam u chłopaka, siedzimy, planowaliśmy obejrzeć film, ale jeszcze przed tym weszliśmy z ciekawości na stronę z informacjami. Przeglądamy, odświeżyliśmy ponownie i nagle rzuciła nam się w oczy informacja ze słowem 'PILNE' w nagłówku.
Patrzymy, a tu informacja rządu o zamknięciu granic dla osób z zagranicy i całkowitym obcięciu międzynarodowych lotów od nocy z soboty na niedzielę. Poziom stresu gwałtownie w górę, przez kilka sekund trawiłam tę informację, zaczęła też wtedy lecieć oficjalna konferencja na żywo  z wystąpieniem premiera. Czym prędzej weszliśmy na stronę przewoźnika lotniczego sprawdzić, czy są jeszcze jakieś bilety na następny dzień (sobotę). Na szczęście były, nawet bardzo tanie, jako że była to świeża informacja i ludzie nie zaczęli wykupować na gwałt tych biletów.
Była to najszybsza decyzja zakupowa jaką kiedykolwiek podjęłam ;)
Na szczęście udało się bez problemu nabyć wcześniejsze bilety, i w sobotę, czyli ostatniego możliwego dnia, wróciłam tutaj. Byłam w domu tylko 2 pełne dni...
Nie ukrywam, było mi smutno. Przyjechałam specjalnie na urodziny taty, które mieliśmy przygotować w niedzielę. Niestety nie udało się.
Oczywiście rozumiem też całą powagę sytuacji, dlatego no cóż... Smutno, ale trudno, uważam, że była to dobra decyzja.

Z pracy dostaliśmy oficjalny nakaz pracy z domu. Przez kilka dni ok, ale zobaczymy jak będzie to działało na dłuższą metę, bo przecież taka sytuacja może trwać tygodniami.
Ponadto dzięki zmniejszonym wyjściom z domu stosik książek do przeczytana będzie malał :) (choć może niekoniecznie, bo co chwilę znajduję tyle nowych świetnych pozycji, które mnie interesują)

Jedzeniowo ok, wczoraj i dziś poniżej 1000 kcal.
Ćwiczenia - wczoraj dzień podróży, więc odpuściłam i odpoczęłam po powrocie. Dziś pochodzone 10 km.

Waga:
51,1 kg - jak się okazuje jednak mogłam zaufać tej domowej, która w piątek pokazała 51,6 :)

Co do mojego biegania - dziękuję za te miłe słowa w komentarzu! Nie planuję szczególne treningów, jednak staram się nie robić mniej niż 6-7 km, idealnie, jeśli uda się kilkanaście. Śledzę oczywiście postępy, używam do tego Endomondo (na najbardziej podstawowych ustawieniach, nie wykupowałam Premium, ani nic takiego). Nie biegam codziennie, wiem, że moje mięśnie nie dałyby rady i szybko bym się zajechała, motywacja też mogłaby wtedy spaść. Chcę, by pozostało to czymś, co daje mi radość, a nie przykrą koniecznością (co nie zmienia faktu, że dyscyplinę zachowuję, i jeśli trzeba wstać skoro świt, to trzeba!).
Najważniejszą motywacją jest jednak to, że po prostu bardzo lubię biegać :)) Lekarstwo na stres, na gorszy humor, na wszystko.
W kwestii szukania ciekawych artykułów bardzo polecam portal Runner's World, a także blogi Warszawskiego Biegacza i Kasi z RunTheWorld.


piątek, 13 marca 2020

21.

Słuchajcie, paranoja z tym koronawirusem.
Poszłam wczoraj do apteki wykupić receptę - kolejka na kilkanaście-dziesiąt osób, kasy oddzielone płotkiem ze słuszną odległością, przy nim płyn do dezynfekcji dla każdego do obowiązkowego umycia rąk, płatność tylko kartą, by nie roznosić zarazków na gotówce... Miałam ustalony basen, teatr, też nic z tego nie mogłam zrealizować.
A z drugiej strony, gdy przyleciałam w środę (mieszkam na co dzień w kraju, który jest obecnie jednym z najbardziej dotkniętych wirusem) na lotnisku zero kontroli! Spodziewałam się, że będą nam kazać dezynfekować ręce, sprawdzać temperaturę, chociaż wyrywkowo kilku losowym osobom, cokolwiek... Nic!
Nie komentuję nawet kwestii wciąż otwartych kościołów i zwiększania liczby mszy, bo po co mam się denerwować...
W sklepach półki puste, aż robiłam zdjęcie pustego regału po mydłach w Rossmannie. Czy to oznacza, że ludzie przed wirusem, na co dzień się nie myli? Nagle odkryli mydło?
Jestem przerażona tą głupotą, paniką, pomrokiem, jaki nagle padł na wszystkie mózgi.

Wczoraj spotkałam się ze starym znajomym i jego dziewczyną (wreszcie miałam ochotę poznać, przemiła osoba). Nie mogliśmy się nagadać o książkach, językach, samorozwoju, wielu innych rzeczach. Nie ma to jak inżynierzy z humanistycznym zacięciem :) Spędziłam przemiły wieczór.

W domu ok, choć wszyscy mnie karmią, każdy chce być miły i mi dogadzać, a ja się boję, że mnie utuczą.
Dziś wreszcie zaliczyłam dłuższe bieganie, 11 km, 1h7min.
Nie było najprzyjemniej, ale cieszę się, że postanowiłam sobie co najmniej 10 km i się udało.

Zważyłam się dziś, waga pokazała 51,6 kg. Jest to dość spory spadek w porównaniu z wagą, którą mam u siebie w mieszkaniu, więc nie do końca dowierzam.
Mimo to uśmiechnęłam się i w głowie zaświtał mi odważny cel osiągnięcia poniżej 51 kg do końca miesiąca.

Trzymajcie się i bierzcie witaminki!


poniedziałek, 9 marca 2020

20.

Za mną bardzo przyjemny tydzień, aktywnie spędzony.
Muzeum, kino (Jojo Rabbit - polecam), dwa razy basen, raz bieganie (delikatnie i rozpoznawczo na kontuzjowaną stopę, jest ciut lepiej!), kilka spacerów do/z pracy (7 km w jedną stronę), poza tym ćwiczenia z youtube.
W tym tygodniu lecę na kilka dni do domu, mam nadzieję, że będzie ok (wiemy, że różnie bywa w rodzinnych stronach, zwłaszcza z różnymi niedopowiedzeniami nagromadzonymi przez całe życie).
Z dietą trzymałam się dość rozsądnie, tylko wczoraj po wyjeździe K. zaliczyłam zjedzenie, po czym zwymiotowanie czekolady.
No cóż, bywa i tak!

Zauważam przerwę między udami :)
Dziś zmierzyłam obwód w najgrubszym miejscu - 50,5 cm.
Wyczekuję przekroczenia magicznej granicy 50 cm (50 kg też!).

Bilans:
banan - 100
ryż z czerwoną fasolą i wołowiną chilli - 700?
bułka - 180
Razem: 980 kcal

Ćwiczenia:
spacer do pracy

Waga:
52,6 kg (ok, zwłaszcza, że w tym tygodniu będę miała okres)

Trzymajcie się w tych czasach zarazy!
Dbajcie o odporność.

W wolnej chwili nadrobię czytanie Waszych blogów, ciągle tyle do zrobienia, nie mam kiedy się do tego zebrać. Ale ściskam Was i wspieram nieustannie.


sobota, 29 lutego 2020

19.

Delikatny powrót do treningów.
Wczoraj 1300 kcal i basen 600 metrów.
Dziś bieganie, na które najwyraźniej wciąż nie byłam gotowa. Zrobiłam 6,5 km w 43 minuty, mięśnie dalej zmęczone, wiatr okrutny. Zaczęła też mi się wdzierać jakaś kontuzja stopy, ostatnie 1,5 km praktycznie przeszłam, wracając do domu.
Ciężko.

Zaraz śmigam na lotnisko, chłopak przylatuje do mnie na tydzień. Zatem przymusowa przerwa od pisania na blogu, ale oczywiście nie od diety i ćwiczeń :)

Póki co zjedzone 680 kcal, planuję standardowy przedział 1000-1200 kcal.

Waga:
52,6 kg


czwartek, 27 lutego 2020

18.

Wreszcie chwila czasu na napisanie posta.
Ciężki, męczący tydzień, jak zawsze. Niewiele ćwiczeń, wciąż jestem przetrenowana po całym miesiącu, zwłaszcza po ostatnim tygodniu, gdy sobie dołożyłam intensywności...
Jedyne co robiłam w tym tygodniu z ćwiczeń, to w poniedziałek spacer do pracy (7 km) i wczoraj ćwiczenia z hantlami, w trakcie których prawie się popłakałam z braku siły. Za to wreszcie byłam trochę wcześniej w domu, przez co mogłam się wyspać - spałam aż 10 godzin! Dziś poczułam, że bardzo mi to pomogło.

We wtorek byliśmy z ekipą z pracy na kręglach, było bardzo miło.

Jadłam trochę więcej przez ostatnie dni (około 1500-1600 kcal, nie były to napady, a świadomie zwiększone porcje), aby trochę szybciej zregenerować mięśnie. Czy pomogło? Nie wiem, na pewno odbiło się na wadze, która wróciła do 53. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe wahanie. W każdym razie mój cel 'poniżej 52' do końca lutego został pogrzebany.
Trudno.
A było już 52,1 kg, tak blisko.
Z drugiej strony, pocieszam się, że lepiej tak, niż na 500 kcal w dwa tygodnie zjechać do tej wagi, a potem nadrabiać to miesiącem niekontrolowanego obżarstwa.

Bilans:
koktajl (burak, jabłko, natka pietruszki, plaster cytryny) - 140
ser - 120
bułka - 170
miseczka surówki - 70
1,5 jajka na twardo z majonezem - 200
kilka orzechów i rodzynek - 70
banan - 100
truskawki - 80
skyr - 80
Łącznie: 1030 kcal

Waga:
53,0 kg

Pokrójcie sobie truskawki, na to wyłóżcie naturalny skyr wymieszany dokładnie z cynamonem - pycha!

A i łóżko wymienione szybko i sprawnie! Nie musiałam płacić :)


sobota, 22 lutego 2020

17.

Nie mam ostatnio siły i ochoty wypisywać wszystkiego, co zjadam.
Śledzę w aplikacji, więc wystarczy.
Przy okazji - koniecznie wypróbujcie ten Cronometer, jest fenomenalny! Ja osobiście czerpię chorą przyjemność z obserwowania tych słupków i wykresów :)

Ostatnich kilka dni dietetycznie ok, bilanse między 1000 a 1500 kcal, w zależności od dnia. Codziennie też intensywnie ćwiczyłam, bieganie, hantle, ćwiczenia z youtube.

Dziś 1300 kcal, zrobiłam core, ramiona i abs z Pamelą Reif, potem poszłam biegać, jednak bieg to była tragedia. 6,35 km w 42 minuty, było strasznie, nie miałam kompletnie siły, wszystko mnie bolało. Jestem zdecydowanie przemęczona, dam sobie kilka dni luzu, by się zregenerować. Oczywiście nie oznacza to pełnego lenistwa! :)

Skończyłam też 'Nokturny' Ishiguro, zbiór opowiadań. Bardzo dobre, czyta się momentalnie.

Zaczęłam serial 'Spinning out' na Netfliksie, o łyżwiarce z chorobą dwubiegunową. Póki co jestem po pierwszym odcinku, ale zapowiada się ciekawie.

Jutro idę na wystawę poświęconą francuskiej architektce. 
Rozważam gdzieś z tyłu głowy głodówkę, ale nie jestem w pełni przekonana do tego pomysłu, zobaczymy.

Waga:
52,1 kg


środa, 19 lutego 2020

16.

Szybko mi dzisiejszy dzień zleciał, sporo pracy, to nawet nie wiadomo kiedy.
Byłam na zakupach, nakupiłam ciekawych, pysznych rzeczy.
Nashi (japońska gruszka, na spróbowanie), truskawki, batat, pęczek pietruszki do koktajli, mleko owsiano-migdałowe... Same wspaniałości!

Bilans:
owsianka ze skyrem i mango - 260
bułka - 170
ser - 120
miseczka warzyw - 60
zupa krem - 180
garstka orzechów i rodzynek - 60
banan - 100
skyr - 80
Łącznie: 1030 kcal

Czyli tak, jak było planowane :)

Wczoraj zarwało się pode mną łóżko... Delikatnie się położyłam, i nagle poczułam, że lecę w dół. Poszedł mocny stalowy pręt na spawie, idealnie na środku konstrukcji. Nie da się leżeć.
Inżynierską myślą techniczną podłożyłam pod to walizkę, dzięki temu cała struktura stabilnie się na niej opiera, jednak jest to rozwiązanie mocno tymczasowe... Powiadomiłam właścicielkę mieszkania i mam nadzieję, że nie będzie mi za to kazała płacić, bo jednak to łóżko było już tak wysłużone. No, zobaczymy. W razie czego nie będzie to majątek, tylko się trochę powkurzam ;)


wtorek, 18 lutego 2020

15.

Pierwszy raz w życiu jadłam dziś platana.
Kupiłam z ciekawości, usmażyłam. Taki... Ziemniak, szczerze mówiąc. W porządku, ale bez zachwytów. Musiałam dodać miodu i cynamonu. Z samą solą też pewnie byłoby ok.

Zaczęła mi się psuć aplikacja w telefonie, której używam do śledzenia tego, co zjadam (Noom). Podejrzewam, że to problemy z pamięcią. Odinstalowałam i zainstalowałam tym razem Cronometer, z którym już spotkałam się w internecie kilka razy. Świetnym dodatkiem jest to, że pokazuje także witaminy i inne mikroelementy! Bardzo przydatne informacje :)
Nie wiem jak Wam, ale mi bardzo pomaga takie spisywanie wszystkiego, o wiele łatwiej o pilnowanie się.

Dziś jednak mam wrażenie zjedzenia trochę za dużo (mimo, że bilans ok), przez to że już leżę w łóżku, a wciąż czuję najedzenie po tym platanie, zamiast z reguły pustego już brzucha.
Jutro max 1000 kcal.

Bilans:
wczoraj - 1190 kcal
dzisiaj - 1220 kcal

Bardzo dobrze mi się żyje na tej granicy 1200 kcal. Mam natrętne myśli, żeby zmniejszyć, ale skoro waga spada, to po co.

Ćwiczenia:
wczoraj - Chodakowska, Skalpel z hantlami
dzisiaj - bieg, 7,6 km, 44:44 (przyznam, że czekałam z zastopowaniem Endomondo kilka sekund, by wyszedł taki ładny czas, haha)

Waga:
52,4 kg, drobne fluktuacje


niedziela, 16 lutego 2020

14.

Dziś rano waga miło mnie przywitała, wskazując następny spadek.
Poranek spędziłam w łóżku czytając, potem reszta dnia na moim pierwszym w życiu meczu hokeja.
Było super! Nie jestem wielką fanką oglądania sportu (z wyjątkiem lekkiej atletyki), ale trzeba przyznać, że było to całkiem niezłe widowisko i ciekawe doświadczenie. Polecam :)
Potem znajomi szli jeszcze na piwo, ja wróciłam do domu, by zjeść, odpocząć, pobyć sama ze sobą i odetchnąć przed nowym tygodniem.

Teraz śmigam obejrzeć coś na Netfliksie, wypuścili klasyki filmów studia Ghibli!
Pora nadrobić zaległości.

Bilans:
fit tiramisu - 280
suszone śliwki - 60
sałatka (roszponka, pomidorki, pół papryki, mała marchewka, jajko, nasiona, zioła) - 220
koktajl (jabłko, płatki owsiane, kakao, suszona śliwka, odżywka białkowa) - 240
ciastka - 100
Łącznie: 900 kcal

Wyjątkowo mało dziś wyszło.

Ćwiczenia:
Odpoczynek!

Waga:
52,2 kg

Wspaniałego tygodnia!


sobota, 15 lutego 2020

13.

Zrobiłam dziś fit tiramisu :D
Biszkopty maczane w kawie, danio waniliowe 0%, kakao do posypania na wierzchu.
Oto jak jeść bez wyrzutów sumienia "ciasto" w ramach posiłku!

Pierwszy raz zrobiłam też szakszukę (jajka w pomidorach), bardzo smaczne. Sobota pod tytułem kreatywnego gotowania.

Dziś dobry dzień, posprzątałam, poczytałam, pobiegałam, porobiłam kursy (odpowiadając na pytanie Antoinette - data science i francuski).
Ostatnio nowe buty tak mnie obtarły, że mimo upływu kilku dni wciąż nie jestem w stanie ich założyć. Dziś biegałam znów w starych. No cóż, musimy sobie dać taki okres przejściowy.

Bilans:
wczoraj - 1250 kcal
dzisiaj - 1200 kcal (owsianka, banan, szakszuka, tost, trochę tego fit tiramisu, baton proteinowy, sorbet mandarynkowy)

Ćwiczenia:
wczoraj - ćwiczenia z Pamelą Reif, ramiona 10 min i brzuch 10 min
dzisiaj - bieganie, 10,66 km, 1:01:26

Waga:
Chciałam dziś wejść, ale się bałam! :)

Jutro po raz pierwszy w życiu idę z ekipą z pracy na mecz hokeja! Szał.


czwartek, 13 lutego 2020

12.

Nie mam na nic siły, dziś miałam cały dzień szkolenia w pracy.
Znów codziennie wracam bardzo późno do domu, gdy już dawno pora spać, a i tak zawsze tyle rzeczy czeka na mnie do zrobienia...
Spotkania, praca, kursy, ćwiczenia.
Nie dosypiam od kilku dni, padam na twarz. Chciałam odpuścić nawet napisanie dziś posta, ale jednak z drugiej strony chciałabym zachować względną regularność.
Jem sensownie, aby być w deficycie, ale wciąż mieć energię na mierzenie się codziennie z tyloma sprawami, jednak treningi i brak snu bardzo się odbijają na samopoczuciu.

W zeszły poniedziałek powinnam była dostać okres (od kilku lat idealnie regularny dzięki tabletkom), ale były ze dwie plamki i koniec. Niby to niedobrze, ale jaka wygoda.

Bilanse:
wtorek - 1400 kcal
środa - 1250 kcal
czwartek (dziś) - 1320 kcal

Patrzę na te liczby i wydają mi się wyjątkowo wysokie, choć wiem, że tak nie jest.

Ćwiczenia:
wtorek - basen, 750 m
środa - bieganie, 7,2 km, 42;41 (Wypróbowałam nowe buty! Oczywiście obtarły jak dzikie, ale dogadamy się.)
czwartek (dziś) - planowałam, ale nie mam siły nawet ruszyć ręką

Poodhaczam jeszcze kursy internetowe (zawsze głodna wiedzy nazapisuję się na miliard rzeczy, a potem siedzę po nocach, bo jestem na tyle obowiązkowa, by faktycznie codziennie to robić, choćbym miała oczy na zapałki).

I pójdę spać.
Wy też śpijcie dobrze, niedługo weekend!


poniedziałek, 10 lutego 2020

11.

Już późno, ale właśnie wróciłam do domu z baletu i koniecznie muszę tu o tym napisać!
Jestem zachwycona.
Byłam na George Balanchine. Nie ma tam głęboko leżącej historii, po prostu hołd oddany artyście, składający się z trzech oddzielnych przedstawień: Sérénade, Concerto Barocco i Les quatre tempéraments. Bardziej na pierwszy plan wychodzą muzyka i estetyka tańca, umiejętności tancerzy, niż rozgrywająca się fabuła.
Zawsze uważałam się raczej za wielbicielkę baletu klasycznego, ale to, co wydarzyło się w ostatniej części było po prostu fenomenalne. Dla mnie czysta definicja baletu amerykańskiego, główny solista nie tyle tańczył, co sam w sobie był tańcem! Nie mogłam oderwać oczu z zachwytu, jeszcze nigdy nie widziałam baletu w takim wydaniu, tak... Luźnym, pokracznym, a jednocześnie tak pociągającym i atrakcyjnym. Niesamowite. Po zakończeniu spektaklu wraz ze znajomymi jednogłośnie przyznaliśmy, że ostatnia część nas po prostu oczarowała. Tak niezwykle niecodzienne!
Nie będę mogła wyjść z zachwytu przez następny tydzień :)
Dzisiejsze wyjście było dość spontaniczną decyzją (zaproponowano mi je zaledwie kilka dni temu, jestem przyzwyczajona do kupowania biletów do teatru, opery czy na balet raczej z kilkutygodniowym, a nawet kilkumiesięcznym wyprzedzeniem), ale zdecydowanie trafioną.

Za to wczoraj udało mi się według planu kupić nową parę butów biegowych! Sprawiają wrażenie wygodnych i porządnie zrobionych. Chciałam je wypróbować już dziś rano, jednak strasznie lało, więc w ramach zastępstwa zrobiłam chociaż ćwiczenia na brzuch.
W ramach rozpieszczania się nabyłam także piękną świeczkę o uwielbianym przeze mnie zapachu kwiatu pomarańczy (niezwykle naturalny i niechemiczny).

I to tyle!
Przyjemnie głodna ruszam pod prysznic i niebawem do spania.

Bilans z wczoraj:
koktajl (banan, płatki owsiane, kakao, odzywka białkowa) - 230
wafle ryżowe - 240
bezcukrowe żelki - 160 (średnio dobre)
sałatka z warzywami nasionami i tuńczykiem z wody - 270
pistacje - 350
Łącznie: 1250 kcal

Ćwiczenia z wczoraj:
Spacer :)

Bilans z dzisiaj:
owsianka na mleku sojowym - 270
wołowina chilli z czerwoną fasolą i ryżem - 600
kubek owoców - 70
Łącznie: 940 kcal

Ćwiczenia z dzisiaj:
Chodakowska, Skalpel, część na mięśnie brzucha

Waga:
52,5 kg (idziemy w dobrą stronę!)


niedziela, 9 lutego 2020

10.

Dzień dobry w niedzielę!
Momentalnie mi minął wczorajszy dzień. Plan ładnie wykonany, poczytałam, posprzątałam, zrobiłam długie wybieganie, wieczorem spotkałam się ze znajomymi w barze z muzyką na żywo (oni pili piwo, ja colę zero).
Od pewnego czasu po bieganiu robił mi się odcisk w tym samym miejscu, co mnie dziwiło, bo wcześniej nie miałam takiego problemu. Ostatecznie skończyło się tak, że w środku w bucie wyszedł jakiś gruby drut, który tworzy strukturę i, niestety, bardzo boleśnie oddziałuje na mojego palca. Wczorajszy trening zrobiłam mimo wszystko, jednak dziś koniecznie ruszam na poszukiwania nowej pary. Już i tak nadszedł na to najwyższy czas, świetnie służyły mi przez wiele lat, co i tak jest pewnie ciut za długo w kwestii butów biegowych. Nie powinno się ich zajeżdżać aż do zdarcia, ale ja nie umiem inaczej. Zawsze najpierw coś muszę wykończyć do ostatka, dopiero kupię/zacznę nową rzecz. Nawyk to i dobry, i niedobry, zależy od sytuacji.

Bilans (z wczoraj):
Wczorajszy bilans wysoki, 1700-1800 kcal ale jestem bardzo zadowolona, bo zrobiony na dobrym jedzeniu (warzywa, owoce, omlet białkowy, wafle ryżowe, tosty z guacamole, orzechy i suszone owoce, przyjemność w postaci małego tiramisu), a i przy mocnym treningu. Wreszcie weekend bez napadu, przemyślany i z trzymaniem sensownych godzin posiłków. Dla mnie mały sukces :)

Ćwiczenia (z wczoraj):
Bieg, 11,76 km, 1:10:17

Waga (z dzisiaj):
53,1 kg
Też jestem zadowolona, bo jestem tuż przed okresem, więc teoretycznie część to zgromadzona w organizmie woda. A trochę się bałam wchodzić na wagę, zawsze tak mam, jeśli jakiś czas się nie ważę. Lekki stres, że starania na nic.
Chciałabym zobaczyć 52,0 kg na koniec lutego.

Plan na dziś to głównie kupić buty i odpocząć. Zebrać siły na nowy tydzień.


piątek, 7 lutego 2020

9.

Wreszcie koniec tygodnia! Zawsze jestem w piątek już tak wyczerpana, że z radością wyczekuję weekendu, wyspania się, wypoczęcia, robienia wszystkiego na spokojnie.
Dziś i wczoraj troszkę powyżej limitu, 1300-1400 kcal. Za to ćwiczenia jak najbardziej dotrzymane,  7 km w 40 minut rano przed pracą, dziś Chodakowska.
Wczoraj zjadłam na obiad niebezpieczną mieszankę składającą się między innymi z groszku, soczewicy, brokułów i skutki odczuwam do dziś, nie polecam!
Doszłam też do wniosku, że nie sprawdza się u mnie narzucanie konkretnego limitu. Wolę jednak takie "żonglowanie", w dni mocniejsze treningowe trochę więcej w ramach potrzeb, w pozostałe mniej.
Jutro planuję odpocząć, poczytać książkę, posprzątać, pobiegać, może przejdę się też do kina, zobaczymy.
W poniedziałek umówiłam się ze znajomymi, idziemy na balet. Nie mogę się doczekać, uwielbiam :)

Pięknego weekendu, nawet jeśli zapowiada się deszczowo, jak mój!

Bilans:
smoothie (jabłko, burak, kiwi, plaster cytryny) - 170
bułka - 180
ser - 120
orzechy i rodzynki - 50
miseczka warzyw - 80
mus czekoladowy- 220 (nawet nie był taki smaczny)
banan - 100
granola - 400
Łącznie: 1320 kcal

Ćwiczenia:
Chodakowska, Skalpel z hantlami


środa, 5 lutego 2020

8.

Padam z nóg, 22, a ja dopiero wróciłam do domu z basenu i zakupów. Ledwo dotaszczyłam siaty z zakupami. Nie umiem mało kupić, zawsze włącza mi się jakieś szaleństwo na dziale warzywno-owocowym, a to nigdy nie są lekkie rzeczy ;)
W kwestii poleceń niskokalorycznych batonów proteinowych, o które poproszono w komentarzu - trochę już ich zjadłam :) Generalnie większość jest w granicach 150-250 kcal, w zależności oczywiście od zawartości białka i cukru. Uważnie czytajcie etykiety i patrzcie na zawartość cukru, bo czasem naprawdę jest to niemała ilość. A z drugiej strony, czasem zawartość cukru jest śladowa, a baton wcale nie jest oznaczony jako "bez cukru", "dietetyczny", czy podobnie :)
Jeśli dokona się rozsądnego wyboru, to spokojnie można jeść w ramach posiłku, a dodatkowy bonus w tym taki, że zaspokaja ochotę na słodkie.
Najmniej kaloryczne, które jadłam, to te: https://www.myprotein.pl/sports-nutrition/niskokaloryczny-baton-bialkowy/11534149.html (152 kcal na baton)
W smaku też są naprawdę ok.

Bilans:
smoothie (burak, jabłko, plasterek cytryny, płatki owsiane) - 170
bułka serowa - 200
groszek z marchewka - 90
zielona fasolka - 70
pieczone ziemniaki - 80
jogurt naturalny - 60
banan - 100
skyr - 80
granat - 100
granola - 250
Łącznie:  1200 kcal

Ćwiczenia:
Basen, 600m


wtorek, 4 lutego 2020

7.

Dziękuję za te miłe komentarze pod poprzednim postem! :)
Dziś dla odmiany dzień wolniejszy i spokojniejszy. Niewiele do robienia, tak go trochę... Przesiedziałam, można rzec.
Wczoraj zaczęłam czytać "L'Univers expliqué aux gens pressés" - Neil deGrasse Tyson, wydaje mi się, że w polskiej wersji to "Astrofizyka dla zabieganych". Zaczyna się ciekawie, wydaje się być też dobrą kontynuacją po "Sapiens" Harariego!
Jutro na mojej byłej uczelni mamy oficjalne rozdanie dyplomów. Tak, w środku tygodnia, w środku dnia :D Kpina, wszyscy pracujemy. Trochę szkoda, bo specjalnie przyjeżdża mój dobry znajomy "ze szkolnej ławy", ale ja jednak nie chciałam brać na to specjalnie dnia wolnego, by się tam fatygować. Serio, co za geniusz na to wpadł...
Jutro miałam w planach śmignąć na basen, ale może ostatecznie wyjdzie z tego jakieś spotkanie towarzyskie? Zobaczymy. Specjalna okazja, więc postaram się nie mieć wyrzutów sumienia ;)

Bilans:
owsianka z cynamonem i waniliowym Danio - 250
sałatka - 80
zupa z groszku - 100
bułka - 180
ser - 120
kilka rodzynek i orzechów włoskich - 70
jabłko - 90
warzywa z patelni z jajkiem - 180
baton proteinowy - 150
Łącznie: 1220/1200 kcal


poniedziałek, 3 lutego 2020

6.

Dobry i zabiegany dzień! W pracy od rana byłam zawalona robotą, skończyłam idealnie wtedy, gdy nadeszła pora, by się powoli zbierać. Lubię takie wypełnione, ambitne dni.
Miałam iść jutro rano biegać, ale w swoim niezmierzonym geniuszu wyczyściłam buty akurat wtedy, gdy przestali grzać (mamy teraz po 15 stopni w ciągu dnia, choć ciągle leje), więc wciąż nie wyschły i nie zapowiada się na to nawet do jutra, mimo że starałam się im trochę pomóc suszarką. Nic to! W ramach rekompensaty zrobiłam dziś Skalpel Chodakowskiej (dołożyłam dwukilogramowe hantle; było czuć, że mięśnie pracują).
Z jedzeniem też bardzo ok, postanowiłam sobie w tym tygodniu nie przekraczać limitu 1200 kcal. Mam nadzieję, że dam radę!

Dramatic.true - nie przejmuj się kryzysem w bieganiu! Każdy ma inną kondycję, ja biegam od gimnazjum (czyli już ponad 12-13 lat!), a w planach mam półmaraton z dobrym czasem jesienią, więc też staram się jak mogę, by porządnie trenować :) Nie poddawaj się.

Bilans:
smoothie (jabłko, burak, kiwi, plaster cytryny) - 190
bułka - 180
ser - 120
sałatka z jajkiem i wędzonym łososiem - 150
garstka rodzynek i orzechów - 140
jogurt naturalny - 60
jabłko - 90
serek stracciatella - 180
Łącznie: 1110/1200 kcal

Ćwiczenia:
Chodakowska, Skalpel z hantlami 2 kg

A teraz śmigam zrobić sobie małe spa pod prysznicem i zanurzyć się w pościeli i książkach :)


niedziela, 2 lutego 2020

5.

Zgodnie z założeniami dzisiejszy dzień był już o wiele lepszy i spokojniejszy.
Zrobiłam porządny trening, dobrze jadłam, odpoczęłam na spokojnie w domu (psychicznie i fizycznie). Skończyłam czytać świetną książkę ("Sapiens" Yuval Noah Harari), którą poleciłabym absolutnie każdemu. Dawka wiedzy, którą w sobie zawiera, jest niesamowicie duża, a jednocześnie książka napisana jest w świetny sposób, czyta się lekko i z przyjemnością. Mogę spokojnie zaliczyć ją do jednych z najlepszych, jakie czytałam (a trochę ich już było, w moim 25-letnim życiu mola książkowego).
Jestem gotowa na rozpoczęcie nowego tygodnia :)

Bilans:
serek stracciatella - 180
odżywka białkowa z wodą - 100
sałatka (burak, marchewka, pomidorki koktajlowe, zioła) - 100
jabłko - 90
suszona żurawina - 160
placki (dwa banany, skyr, 1,5 łyżki płatków owsianych, cynamon, jajko) - 460
3 suszone śliwki - 60
3 spore śliwki - 90
Łącznie: 1240 kcal

Ćwiczenia:
Bieganie,  11,67 km, 1:10:18

Waga:
54,0 kg (wzrost spowodowany wczorajszym złym dniem)


sobota, 1 lutego 2020

4.

Mam dziś bardzo ciężki dzień. Złe jedzenie i zbyt dużo, nie mogłam się pohamować, dwa razy wymiotowałam. Nie tak miał wyglądać mój dzień. To chyba następstwa męczącego tygodnia, nie miałam ani jednego wolnego wieczoru, codziennie wracałam bardzo późno do domu. Poniedziałek - pralnia, wtorek - basen, środa - spotkanie, czwartek - impreza firmowa, piątek - spotkanie. W tym jeszcze dwa razy biegałam. Dziś chciałam zrobić dzień odpoczynku, i organizm chyba postanowił odbudować straconą energię...
Przynajmniej porządnie wysprzątałam w domu, zrobiłam pranie, poszłam na spacer, poćwiczyłam. Zawsze coś, choć wciąż okropny dzień. Nienawidzę, gdy nie panuję nad tym, co robię, bez żadnego planu i kontroli.
Jestem tak zmęczona i psychicznie, i fizycznie... Wczoraj po spotkaniu ze znajomymi wyszłam z baru i zapomniałam nawet zapłacić za piwo (które dopiłam zaledwie w połowie... butelka 0,33). Pisałam do nich, by zapłacili za mnie. Strasznie było mi głupio.
Jutro będzie lepiej.

Bilans:
wafle ryżowe z czekoladą 90g
3 daktyle
suszone owoce i orzechy 150g (połowa zwymiotowana)
duża czekolada 270g (połowa zwymiotowana)
jabłko
garść borówek (zwymiotowane)
paczka Delicji 147g (zwymiotowane w całości)

Nawet nie chcę liczyć kalorii. Ostatecznie coś około 2000 kcal, co samo w sobie nie jest dramatem, bo dla wielu osób to normalne dzienne zapotrzebowanie. Dramatem jest brak jakości tego pożywienia, wymioty, brak kontroli, złe emocje.
Bardzo zły dzień.

Ćwiczenia:
Pamela Reif 10 min arms and core + 10 min ABS
spacer (ponad 1h)



środa, 29 stycznia 2020

3.

Dziś miałam szkolenie w innej siedzibie firmy, na które oczywiście lekko zaspałam. Na szczęście spóźniłam się zaledwie kilka minut, a i tak zaczęło się jeszcze trochę później.
Po wszystkim poszliśmy ze znajomymi na krótkie posiedzenie w barze, oni sączyli piwo i jedli frytki, ja piłam zieloną herbatkę :)
Wieczorem dołożyłam też szybką przebieżkę, delikatnie, bo wyjątkowo ciążyły mi nogi.
Z jedzeniem trochę sobie pofolgowałam  na szkoleniu w ramach lunchu serwowano szwedzki bufet. Trudno mi policzyć dokładnie kalorie, więc zakładam mocny, bezpieczny szacunek, z tendencją do zawyżenia.

Bilans:
owsianka z mlekiem orzechowym i odżywką białkową - 250
pain au chocolat - 300
bufet - 700 (?)
rzodkiewki - 20
śliwka - 40
kilka łyżek granoli - 300
Łącznie: 1610 kcal

Ćwiczenia:
bieganie: 5,9 km, 35:56 min

Waga:
53,2 kg


wtorek, 28 stycznia 2020

2.

Uff, jestem padnięta. Dopiero co wróciłam do domu, a już zaraz pora kłaść się spać... Pogoda pod psem, wieje, pada. Nie wpływa to też zbyt pozytywnie na mój nastrój, a i poprawa nie jest w tym tygodniu przewidziana.
Dziś na basenie dołączył do mnie kolega z pracy. Na początku byłam trochę do tego sceptycznie nastawiona i nawet żałowałam, że mu powiedziałam, że też dziś idę. No bo o czym będziemy rozmawiać, i jak to tak, że kolega z pracy widzi mnie w stroju kąpielowym? :D Ale ostatecznie było bardzo sympatycznie i spędziłam miły wieczór.

Bilans:
owsianka na mleku orzechowym z odżywką białkową - 250
sałatka - 120
bułka serowa - 220
jogurt grecki - 150
banan - 100
suszone owoce - 300
skyr - 80
Łącznie: 1220 kcal

Ćwiczenia:
700 m na basenie

Waga:
53,4 kg


niedziela, 26 stycznia 2020

1. Dzień dobry

Nie mam pojęcia jak zacząć.
Od kilkunastu lat z zaburzeniami odżywiania, po wielu zmaganiach wracam znów do tego blogowego świata. Brakuje mi poczucia przynależności, tęsknię za społecznością, która była tak wielką częścią mojego życia.
Poza  tym przyda mi się regularne archiwizowanie postępów i bilansów, potraktuję to jako dodatkową motywację.
A zatem w drogę!