sobota, 25 września 2021

35.

 Powrót do żywych po ponad roku, no dzień dobry!

Cóż to był za czas w życiu... Jeden z najgorszych.

Myślałam, że już nigdy nie wyjdę z otchłani tej rozpaczy, ale jestem. Aż trudno uwierzyć jak bardzo się zmieniło wszystko przez ten czas, a jednocześnie niewiele się zmieniło. Chciałabym przytulić siebie sprzed roku, płaczącą każdego dnia, w bezgranicznym smutku, bez chęci do życia za to z chęcią śmierci.

Na szczęście już jest lepiej. Pomógł powrót do kraju, do domu, do rodziny, na wiele miesięcy, szef zgodził się wtedy na pracę zdalną. Nie będę się wdawać w szczegóły, bo szczerze mówiąc nawet nie chcę do tego wracać.

Pozostała ze mną rozwalona tarczyca... Don't do ED and depression, kids.

Teraz postaram się nie upaść już tak nisko. Nie zapowiada się na następny lockdown, więc o jeden zapalny czynnik mniej.

Waga z poniedziałku: 56,1 kg

Waga z dzisiaj: 55,7 kg.

Ćwiczenia cisnę intensywnie jak zawsze, wczoraj 9 km biegania, dziś 36 basenów.

Z kaloriami nie chcę schodzić zbyt nisko by zmniejszyć możliwość napadu. Będę się rozsądnie pilnować.

Dziś zjedzone około 1500 kcal.

Fajnie byłoby zobaczyć coś bliżej 55 kg na przełomie wrzesień/październik i potem 53 kg z początkiem listopada. Rozsądnie i realnie. Zobaczę 4 z przodu i przestanę.


Także tak, witam z powrotem. Najwyraźniej uwielbiam to bajorko.

Home sweet home.




piątek, 9 października 2020

34.

 No i zgodnie z przewidywaniami restrykcje zaostrzone, a ja ponownie na przymusowej pracy zdalnej.

Waga z powrotem 56,0 kg... Inna kwestia, że muszę przyznać, że wcale się jakoś szczególnie mocno nie staram z dietą. Jakoś nie mogę znaleźć w sobie samozaparcia i motywacji do tego.

Wczoraj trochę pobiegałam, ale nagły ból w kolanie zmusił mnie do powrotu do domu. Myślę, że następne bieganie dopiero w niedzielę. Dziś spacer, hantle i brzuch z Pamelą Reif, rozciąganie.

Myślę, że z zajęć z malarstwa jednak się wypiszę, ale balet pozostaje :) W poniedziałek trzecie zajęcia.



niedziela, 4 października 2020

33.

Cel 55 kg do końca września wypełniony (pomiar z 28 wrz pokazał równiutko 55,0kg). Następny cel ustanawiam sobie na 53,5 kg do końca października. Rozsądnie, a jednocześnie mam wrażenie, że nie będzie wybitnie łatwo.

Najbardziej stresujące spotkania w pracy powoli za mną. Myślę, że jeszcze 2 mocniejsze tygodnie i odrobinę odetchnę.

Za to restrykcje koronawirusowe coraz ostrzejsze, wszystko wraca... Jeśli Paryż zostanie ogłoszony strefą maksymalnego alarmu, to automatycznie znów przechodzimy na pracę zdalną. Jeśli do tego dojdzie, będę mocno się pilnować, planować dni, starać się pisać częściej na blogu, by trzymać się w ryzach. Nie dopuszczę do załamania z wiosennego kilkumiesięcznego zamknięcia.

Jestem zadowolona z jedzenia i sportu. Dla przykład w pt hantle i brzuch z Pamelą Reif, wczoraj bieg ponad 12 km, dziś basen. Nie zwalniam tempa :)

Wczoraj miałam pierwsze zajęcia z kursu rysunku/malarstwa (rozwijam się w każdą możliwą stronę). Było bardzo przyjemnie.



niedziela, 27 września 2020

32.

Za mną bardzo przyjemny i sportowy weekend.

Zakończyłam wreszcie całą papierkową robotę związaną z zajęciami z malarstwa. Zaczynam w przyszłym tygodniu! Jestem bardzo ciekawa jak z tym wyjdzie.

Wczoraj też spełniłam jedno z marzeń i po raz pierwszy poszłam na zajęcia z baletu. Szłam z mieszanym uczuciami, dużo ekscytacji i trochę obawy, że jednak mi się nie spodoba, ale ostatecznie wyszłam zachwycona! Niesamowita sprawa, wspaniałe. Na pewno postaram się chodzić regularnie, jedna z najlepszych decyzji ostatnio :)

Potem zaliczyłam niecałe 7 km biegania (plan na wrzesień to 80km).

Dziś poszłam na basen, zrobiłam 850m.

Niestety coraz bardziej zaostrzają restrykcje w związku ze wzrostem zachorowań na koronawirusa... Niech to szaleństwo już się skończy. Jest niczym zły sen.

Udanego tygodnia!



niedziela, 20 września 2020

31.

 Kupiłam nową wagę, to było do przewidzenia.

56,0 kg sprzed 2 dni.

Treningi elegancko, basen, bieganie, czasem dzień przerwy. Dziś 8,6 km, choć czuję, że nogi mam już przemęczone, przydadzą się ze 2 dni odpoczynku.

Wczoraj i przedwczoraj znów wymiotowałam, nie jest kolorowo.

Dziś zdrowa dieta. Zrobiłam nawet stricte wegańskie zakupy :) Mam mały pomysł jedzenie w pracy "normalnie", a w domu wegańsko, zobaczymy jak z tym wyjdzie.

W pracy w piątek miałam ważne spotkanie, stresu było mnóstwo, ostatecznie wyszło naprawdę ok! Następne przede mną.

Potrzebuję celu.

Zejście do 52 kg do świąt wydaje się aż zbyt wykonalne. Nawet można się pokusić o większy spadek.

Póki co  - skromne 55 kg do końca września CZAS START.

Z uwagi na ostatnie ciężkie psychicznie miesiące wolę małe, osiągalne cele...

Przeglądałam też zapisy na kurs malowania i na balet (!). Zobaczymy co z tego wyjdzie, dobrze by mi zrobiło może coś takiego dodatkowego, do oderwania myśli, może poznania nowych ludzi.



niedziela, 13 września 2020

30. Cud

 Dieta wciąż leży, za to treningi są totalnie on point.

Biegam średnio co drugi dzień, przedwczoraj 8 km, dziś niecałe 11 km.

Wczoraj po raz pierwszy od narzucenia kwarantanny (od marca) poszłam wreszcie na basen. Było wspaniale, aż się sama zaczęłam do siebie śmiać, gdy zanurzyłam się w wodzie.

Zrobiłam 32 baseny (co najmniej, bo zaniżałam, gdy traciłam rachubę).

Moje zdrowie i samopoczucie psychiczne powoli się polepsza, powrót do regularnych treningów na pewno pomoże. Muszę tylko zadbać mocniej o dietę i jak najbardziej wykluczyć cukier (zdecydowanie mój słaby punkt, przy słodyczach czuję się jak narkomanka na odwyku, której oferują świeżą działkę).

Dziś póki co zjadłam 1500 kcal, dojdą ewentualnie warzywa z hummusem.

banan, płatki owsiane z mlekiem, skyr, jogurt owocowy, dwa lody-rożki, english muffin z masłem, english muffin z masłem orzechowym i dżemem

Jest ok, postaram się trzymać 1000-1500 kcal.

Wczoraj, zgodnie z tytułem tego posta stał się cud, słowo daję.

Sprzątałam. Chciałam przestawić wagę w inne miejsce, by umyć podłogę. Zdążyłam ją unieść dosłownie 1-2cm nad ziemię. Nie upadła, nic się nie stało. Nagle pękła mi w dłoni, rozleciała się w drobny mak. Patrzyłam z niedowierzaniem na to, co się stało.

Po czym poczułam ogromną ulgę, spokój i radość. Oto zniszczony główny składnik mojego złego humoru, depresji, nienawiści do samej siebie i szaleństwa. (Tego samego ranka pokazał ponad 56 kg, co mnie trochę podłamało.)

Niewykluczone, że kupię nową, ale nie teraz.

Póki co dziś rano zmierzyłam się centymetrem. I to wymiary teraz będą moim benchmarkiem. Mniejsze fluktuacje, może większy spokój?

Nie chcę ich tu podawać, sporo (wg mnie) wzrosły od marca.

W pracy stres i zapierdol. Chciałam w połowie października pojechać do Polski, ale na razie się na to nie zanosi.

Poza tym ciągle nawiedzają mnie myśli, że nie mogę się tam pokazać taka "przytyta".

Rozważam zapisanie się na terapię. Może w bliskiej przyszłości.





piątek, 28 sierpnia 2020

29.

 Jest ok, trzymam się nieźle.

Póki co skupiam się bardziej na tym, by jeść sensownie, ok. 1500 kcal, unikać napadów i wymiotów, i intensywnie ćwiczyć. Na drastyczniejsze cięcia czas przyjdzie później.

W weekend weszły 24 km biegu, potem jeszcze kilka km we wtorek i dziś rano 10 km.

W pozostałe dni Chodakowska i spacery, codziennie co najmniej 10 tys. kroków.

Od dziś maseczki obowiązkowe wszędzie, na szczęście poczyniono specjalne derogacje dla biegaczy i rowerzystów.

Nie będę pisała przez co najmniej tydzień - przylatuje dziś do mnie chłopak. A jako, że od 2 września Polska anuluje wszystkie loty z kraju, w którym mieszkam, to możliwe, że zostanie tu "uwięziony" i zostanie trochę dłużej.

Oczywiście będę wciąż się dzielnie trzymać. Jego obecność na pewno uniemożłiwi napady i przeczyszczanie, więc chociaż tyle dobrze.

Planuję też biegać 90-100 km miesięcznie, tak jak to ostatnio się udawało.

Wagi nie znam, na razie nie chcę sprawdzać (zwłaszcza, że teraz mam okres, więc po co psuć sobie nastrój ewentualnym zawyżonym wynikiem).

Trzymajcie się.