Słuchajcie, to co się działo w ostatnich dniach, to jakiś kosmos.
Miałam być w Polsce do poniedziałku. Mimo wszystko codziennie z lekką obawą śledziłam wiadomości, bo już inne kraje powoli zaczynały zamykać granice. Wiedziałam, że Polska też to zrobi, jednak liczyłam na bezproblemowy pobyt i powrót.
W piątek wieczorem byłam u chłopaka, siedzimy, planowaliśmy obejrzeć film, ale jeszcze przed tym weszliśmy z ciekawości na stronę z informacjami. Przeglądamy, odświeżyliśmy ponownie i nagle rzuciła nam się w oczy informacja ze słowem 'PILNE' w nagłówku.
Patrzymy, a tu informacja rządu o zamknięciu granic dla osób z zagranicy i całkowitym obcięciu międzynarodowych lotów od nocy z soboty na niedzielę. Poziom stresu gwałtownie w górę, przez kilka sekund trawiłam tę informację, zaczęła też wtedy lecieć oficjalna konferencja na żywo z wystąpieniem premiera. Czym prędzej weszliśmy na stronę przewoźnika lotniczego sprawdzić, czy są jeszcze jakieś bilety na następny dzień (sobotę). Na szczęście były, nawet bardzo tanie, jako że była to świeża informacja i ludzie nie zaczęli wykupować na gwałt tych biletów.
Była to najszybsza decyzja zakupowa jaką kiedykolwiek podjęłam ;)
Na szczęście udało się bez problemu nabyć wcześniejsze bilety, i w sobotę, czyli ostatniego możliwego dnia, wróciłam tutaj. Byłam w domu tylko 2 pełne dni...
Nie ukrywam, było mi smutno. Przyjechałam specjalnie na urodziny taty, które mieliśmy przygotować w niedzielę. Niestety nie udało się.
Oczywiście rozumiem też całą powagę sytuacji, dlatego no cóż... Smutno, ale trudno, uważam, że była to dobra decyzja.
Z pracy dostaliśmy oficjalny nakaz pracy z domu. Przez kilka dni ok, ale zobaczymy jak będzie to działało na dłuższą metę, bo przecież taka sytuacja może trwać tygodniami.
Ponadto dzięki zmniejszonym wyjściom z domu stosik książek do przeczytana będzie malał :) (choć może niekoniecznie, bo co chwilę znajduję tyle nowych świetnych pozycji, które mnie interesują)
Jedzeniowo ok, wczoraj i dziś poniżej 1000 kcal.
Ćwiczenia - wczoraj dzień podróży, więc odpuściłam i odpoczęłam po powrocie. Dziś pochodzone 10 km.
Waga:
51,1 kg - jak się okazuje jednak mogłam zaufać tej domowej, która w piątek pokazała 51,6 :)
Co do mojego biegania - dziękuję za te miłe słowa w komentarzu! Nie planuję szczególne treningów, jednak staram się nie robić mniej niż 6-7 km, idealnie, jeśli uda się kilkanaście. Śledzę oczywiście postępy, używam do tego Endomondo (na najbardziej podstawowych ustawieniach, nie wykupowałam Premium, ani nic takiego). Nie biegam codziennie, wiem, że moje mięśnie nie dałyby rady i szybko bym się zajechała, motywacja też mogłaby wtedy spaść. Chcę, by pozostało to czymś, co daje mi radość, a nie przykrą koniecznością (co nie zmienia faktu, że dyscyplinę zachowuję, i jeśli trzeba wstać skoro świt, to trzeba!).
Najważniejszą motywacją jest jednak to, że po prostu bardzo lubię biegać :)) Lekarstwo na stres, na gorszy humor, na wszystko.
W kwestii szukania ciekawych artykułów bardzo polecam portal Runner's World, a także blogi Warszawskiego Biegacza i Kasi z RunTheWorld.