niedziela, 27 września 2020

32.

Za mną bardzo przyjemny i sportowy weekend.

Zakończyłam wreszcie całą papierkową robotę związaną z zajęciami z malarstwa. Zaczynam w przyszłym tygodniu! Jestem bardzo ciekawa jak z tym wyjdzie.

Wczoraj też spełniłam jedno z marzeń i po raz pierwszy poszłam na zajęcia z baletu. Szłam z mieszanym uczuciami, dużo ekscytacji i trochę obawy, że jednak mi się nie spodoba, ale ostatecznie wyszłam zachwycona! Niesamowita sprawa, wspaniałe. Na pewno postaram się chodzić regularnie, jedna z najlepszych decyzji ostatnio :)

Potem zaliczyłam niecałe 7 km biegania (plan na wrzesień to 80km).

Dziś poszłam na basen, zrobiłam 850m.

Niestety coraz bardziej zaostrzają restrykcje w związku ze wzrostem zachorowań na koronawirusa... Niech to szaleństwo już się skończy. Jest niczym zły sen.

Udanego tygodnia!



niedziela, 20 września 2020

31.

 Kupiłam nową wagę, to było do przewidzenia.

56,0 kg sprzed 2 dni.

Treningi elegancko, basen, bieganie, czasem dzień przerwy. Dziś 8,6 km, choć czuję, że nogi mam już przemęczone, przydadzą się ze 2 dni odpoczynku.

Wczoraj i przedwczoraj znów wymiotowałam, nie jest kolorowo.

Dziś zdrowa dieta. Zrobiłam nawet stricte wegańskie zakupy :) Mam mały pomysł jedzenie w pracy "normalnie", a w domu wegańsko, zobaczymy jak z tym wyjdzie.

W pracy w piątek miałam ważne spotkanie, stresu było mnóstwo, ostatecznie wyszło naprawdę ok! Następne przede mną.

Potrzebuję celu.

Zejście do 52 kg do świąt wydaje się aż zbyt wykonalne. Nawet można się pokusić o większy spadek.

Póki co  - skromne 55 kg do końca września CZAS START.

Z uwagi na ostatnie ciężkie psychicznie miesiące wolę małe, osiągalne cele...

Przeglądałam też zapisy na kurs malowania i na balet (!). Zobaczymy co z tego wyjdzie, dobrze by mi zrobiło może coś takiego dodatkowego, do oderwania myśli, może poznania nowych ludzi.



niedziela, 13 września 2020

30. Cud

 Dieta wciąż leży, za to treningi są totalnie on point.

Biegam średnio co drugi dzień, przedwczoraj 8 km, dziś niecałe 11 km.

Wczoraj po raz pierwszy od narzucenia kwarantanny (od marca) poszłam wreszcie na basen. Było wspaniale, aż się sama zaczęłam do siebie śmiać, gdy zanurzyłam się w wodzie.

Zrobiłam 32 baseny (co najmniej, bo zaniżałam, gdy traciłam rachubę).

Moje zdrowie i samopoczucie psychiczne powoli się polepsza, powrót do regularnych treningów na pewno pomoże. Muszę tylko zadbać mocniej o dietę i jak najbardziej wykluczyć cukier (zdecydowanie mój słaby punkt, przy słodyczach czuję się jak narkomanka na odwyku, której oferują świeżą działkę).

Dziś póki co zjadłam 1500 kcal, dojdą ewentualnie warzywa z hummusem.

banan, płatki owsiane z mlekiem, skyr, jogurt owocowy, dwa lody-rożki, english muffin z masłem, english muffin z masłem orzechowym i dżemem

Jest ok, postaram się trzymać 1000-1500 kcal.

Wczoraj, zgodnie z tytułem tego posta stał się cud, słowo daję.

Sprzątałam. Chciałam przestawić wagę w inne miejsce, by umyć podłogę. Zdążyłam ją unieść dosłownie 1-2cm nad ziemię. Nie upadła, nic się nie stało. Nagle pękła mi w dłoni, rozleciała się w drobny mak. Patrzyłam z niedowierzaniem na to, co się stało.

Po czym poczułam ogromną ulgę, spokój i radość. Oto zniszczony główny składnik mojego złego humoru, depresji, nienawiści do samej siebie i szaleństwa. (Tego samego ranka pokazał ponad 56 kg, co mnie trochę podłamało.)

Niewykluczone, że kupię nową, ale nie teraz.

Póki co dziś rano zmierzyłam się centymetrem. I to wymiary teraz będą moim benchmarkiem. Mniejsze fluktuacje, może większy spokój?

Nie chcę ich tu podawać, sporo (wg mnie) wzrosły od marca.

W pracy stres i zapierdol. Chciałam w połowie października pojechać do Polski, ale na razie się na to nie zanosi.

Poza tym ciągle nawiedzają mnie myśli, że nie mogę się tam pokazać taka "przytyta".

Rozważam zapisanie się na terapię. Może w bliskiej przyszłości.